Autor
Wiadomość
Ciotka Strzyga
PostWysłany: Sob 23:19, 26 Kwi 2008     Temat postu:

Były nie było daje kawałek:
Nadeszła zima. Ludzie chodzili smutni i szarzy. Wszyscy zaprzątnięci swoimi sprawami w skrytości ducha czekali aż zrobi się ciepło i przyjemnie. Jednak pogoda wcale nie miała zamiaru zrobić im przysługi. Wręcz przeciwnie. Z dnia na dzień była gorsza. Świat nagle stracił wszystkie kolory. Było szaro i ponuro. Lodowaty wiatr wdzierał się we wszystkie zakamarki, jakie tylko były możliwe, sprawiając, że człowiek chce się znaleźć w jakimś ciepłym pomieszczeniu zanim jeszcze na dobre z niego nie wyjdzie. W szkole przez jakiś czas nie było ogrzewania, więc wszyscy siedzieli w kurtkach, czapkach, szalikach, oraz wszystkim, co dało się nałożyć. Efekt był taki, że po tygodniu w szkole zostało tylko kilkanaście osób. Reszta leżała w łóżkach z prężnie rozwijającą się grypą. Luna była zahartowana. Byle grypa nie położyła by jej do łóżka. Natomiast Meg nałykała się przeróżnych tabletek na przeziębienie i chociaż nie bardzo wiedziała gdzie jest i co się
wokół niej dzieje była szczęśliwa, że nie dała się położyć do łóżka. Siedziały w domu i popijając ciepłe kakao robiły to, co zawsze, czyli nic. Późnym wieczorem Lunę obudził telefon. Nie otwierając oczu podniosła słuchawkę i wydała cichy jęk
-Luna to ty? Żyjesz?- spytała z lękiem Meg.
-Tak już wszystko dobrze. Dlaczego dzwonisz o tak późnej porze? Kataklizm? Atak wampirów? Choroba psychiczna? Czy może zagłada ziemi?- spytała Luna trzeźwiejąc i zdobywając się nawet na odrobinę sarkazmu.
-Gorzej. Mat zachorował i Mark został z 3 końmi na tydzień przed eliminacjami do olimpiady młodzieży. Jeśli ty mu nie pomożesz, to koniec- powiedziała żałosnym tonem.
-Nawet o tym nie marz. Poza tym przerwałaś mi sen. Nie licz na to, że będę zachwycona i pełna optymizmu - powiedziała siadając na łóżku.
-Znasz się na koniach jak nikt! Poza tym wiem jak bez nich cierpisz. Nie zaprzeczaj, bo ja to widzę!- jej ton nie znosił sprzeciwu.
-Dobra, dobra. Zrobię to, ale tylko ze względu na to, że jesteś moją przyjaciółką- powiedziała zrezygnowana.
-Dziękuję Ci! Jestem twoją dłużniczką!- Meg nie kryła radości.
-I zrobisz dla mnie wszystko, absolutnie wszystko?- dziewczyna postanowiła wykorzystać sytuacje.
-Tak, ale porozmawiamy o tym kiedy indziej, bo jest bardzo późno. Miłej nocy!- Meg odłożyła słuchawkę.
-Miłej nocy- szepnęła Luna zasypiając.

Budzik dzwonił niemiłosiernie. Luna otworzyła oczy i wyłączyła go. Zwlekła się z łóżka i z zamkniętymi oczyma ruszyła w stronę kuchni. W połowie pokoju potknęła się o śpiącego Maxa.
-Powinnam się już nauczyć. Pies zawsze śpi w tym samym miejscu, a ja codziennie rano przechodzę przez ten pokój, a i tak zawszę się o niego potknę- pomyślała łapiąc się drzwiczek od szafy i tym samym ratując się, przed bolesnym spotkaniem z podłogą. Przeszła przez korytarz, stanęła przed schodami i ostrożnie ruszyła w dół. Niewidzialna siła przyciągała ją do siebie. Nie mogła się jej oprzeć. Musiała tam dotrzeć. Ono ją wołało, nie dawało jej spokoju. Była coraz bliżej, czuła jego obecność. Otworzyła szafkę i popatrzyła na nie. Odbiła się w nim światło latarni. Złoty kolor, a na nim napis. Było zbyt ciemno, aby rozróżnić literki, ale ona znała go na pamięć. Jakby mogła zapomnieć tak słodko brzmiące słowo. Otworzyła je i poczuła aromat. To dodało jej sił. Zagotowała wodę i przygotowała swój ukochany kubek. Nalała do niego odrobinę mleka i cukru, potem wsypała zawartość saszetki. Gdy zagotowała się woda, wlała ją i patrzyła jak na górze tworzy się delikatna pianka. Uwielbiała ją. Wzięła łyk i poczuła przypływ energii. Jej umysł zaczął pracować. Bez choćby jednego łyka cappuccino nie umiała normalnie egzystować. To było jak narkotyk. Posilona życiodajną mocą brązowego płynu ruszyła w stronę łazienki. Biorąc prysznic przypomniała sobie o wieczornej rozmowie.
-Na co ja się porwałam? Moja głupota nie ma granic- pomyślała rozgoryczona.
Już chciała prowadzić dalszą, wewnętrzną politykę, strumień wody z zimnego zmienił się w gorący. To nie było miłe przeżycie. Luna wyskoczyła spod prysznica i owinęła się ręcznikiem. Po wielu nieprzyjemnych incydentach tego ranka poczłapała do szkoły. Od drzwi rzuciła się na nią Meg:
-Już myślałam, że nie przyjdziesz.
-Jest 7.45, do pierwszego dzwonka jeszcze 10 minut. Zważając na to, co przeżyłam dzisiejszego ranka, to cud, że zdążyłam na pierwszą lekcję. I to nawet z niezłym wyprzedzeniem- spojrzała się na zegarek z satysfakcją.
-Ale pamiętasz o czym rozmawiałyśmy wczoraj wieczorem?- spytała Meg idąc do pracowni chemicznej.
-Niestety pamiętam. Dałam słowo. Z resztą nie mam innego wyjścia.
-Ok. Dam Ci moje bryczesy cała resztę. Raz włożone- wyciągnęła z plecaka bordowe spodnie, sztylpy i sztylety.
-I ja mam to założyć?- spytała Luna z rozpacza.
-Nie wybrzydzaj. To świetny kolor. Naprawdę ci w nim do twarzy i będzie Ci w nich wygodniej niż w jeansach. Kto jak kto, ale Ty nie powinnaś się przejmować ciuchami. Pospiesz się i tak już jesteśmy spóźnione.
-Dobra, dobra- dziewczyna zasunęła suwak i ruszyła za przyjaciółką.
Pomimo, że pogoda nie dopisywała dziewczyny maszerowały żwawo, także już po chwili były w domu Luny. Max bardzo chciał z nimi iść, ale Niebieskooka była nieugięta i wyszła z domu zostawiając piszczącego pod drzwiami psa. Niebo zaszło stalowoszarymi chmurami, przez co świat stał się jeszcze smutniejszy i nieprzyjazny. Zaczęło mżyć. Nie był to rodzaj delikatnego deszczyku, tak wspaniałego zachwycającego gorące letnie popołudnie. Jedynego ratunku dla spieczonej skory i zakurzonego ubrania. To był ten uporczywy, drobny deszczyk, który boleśnie spadał na skórę, łzawił oczy i moczył ubranie. Był uporczywy i wytrwały. Nie poddawał się póki osoba nie miała dość i kryła się gdziekolwiek, aby tylko od niego uciec, a wtedy z jeszcze większą zaciekłością gonił kolejną ofiarę.
Ciotka Strzyga
PostWysłany: Nie 21:32, 06 Kwi 2008     Temat postu:

Miniqa- bo jestem realistką. miliony lepszych rzeczy lądują w koszu w wydawnictwach . nie ma co się łudzić
NikNiok
PostWysłany: Nie 17:21, 06 Kwi 2008     Temat postu:

Moniqa - ze Strzygą znamy się z innego forum jeszcze, czasem możemy mieć pewien odchył i "zaciągnięcia" z tamtego. Ogólnie ja się upieram przy pierwszej, nieoficjalnej wydrukowanej wersji dla mnie. Z autografem Razz

Co do imion - sposób zapisywania tego nazw własnych może się różnić w różnych miejscach na świecie. Nawet jeśli rzecz dzieje się w Anglii, to imię może być zapisywane inaczej. Zwłaszcza, że może być również pseudonimem co już w ogóle zmienia postać rzeczy Smile
Moniqa
PostWysłany: Sob 23:17, 05 Kwi 2008     Temat postu:

Acha - czyli bierzemy dowolnośc imion? Ok, jest Mat Smile

Czemu ma nie powstac książka? Mozesz spróbowac wysłac do jakiegoś wydawnictwa. A nóż widelec... Wink
Ciotka Strzyga
PostWysłany: Pią 20:59, 04 Kwi 2008     Temat postu:

NIk Niok- wiesz z tego chyba nigdy nie powstanie książka, choć moje stałe czytelniczki molestują mnie, żebym jak skończę pojechała do drukarni i drukneła im parę sztuk

Moniqa- pfff wiesz, tego jest 48 stron pisanych 9. kupa tekstu jakby nie było... pomijając fakt, że bardzo ciężko jest mi zabrać sie nawet za przepisywanie tego z zeszytu, wiec poprawianie to już dla mnie w ogóle jakiś kosmos. ale Twoje uwagi nie znikną i na pewno wezmę je pod uwagę, będzie mi łatwiej.

Akcja dzieje się nie wiadomo gdzie w sumie
Moniqa
PostWysłany: Pią 14:34, 04 Kwi 2008     Temat postu:

Wybacz Strzyga, ale sądziłam że będziesz poprawiać od razu błędy w kolejnych odcinkach. Nie jest to troszeczkę bez sensu? No, ale dobra, jak chcesz.

Co do nowego odcinka - błędy te same co wcześniej więc nie wymieniam. Z innych - czy istnieje angielskie (wnioskuje że miejscem akcji jest Anglia) występuje imię Mat? Nie powinno być Matt?

NikNok - jestem chyba trochę zacofana, ale nie zrozumiałam twojego postu Very Happy Błagam, oświeć mnie Wink
NikNiok
PostWysłany: Pią 0:43, 04 Kwi 2008     Temat postu:

Uuu...strzyga... ale dostanę hmm...ciężko napisać "rękopis" w tej sytuacji, ale... no wiesz...pierwszą wresję - taką "nieksiążkową"? Wink
Ciotka Strzyga
PostWysłany: Czw 8:52, 27 Mar 2008     Temat postu:

Oczywiście, że zamierzam, treść też się zmieni, aczkolwiek nie teraz, gdyż planuję najpierw ją napisać, a potem bawić się w poprawianie, gdyż, ponieważ, ale dlatego, że nigdy bym jej nie skończyła, gdybym ciągle ją poprawiała. to chyba logiczne. zwłaszcza, że Luna nie doszła jeszcze nawet do połowy, choć jest już tego z 50 stron pisanych 9.

Za sugestie dziękuję i na pewno je uwzględnię, ale nie w tej chwili.
Moniqa
PostWysłany: Wto 22:28, 25 Mar 2008     Temat postu:

Ciotka Strzyga napisał:
Literówek jest masa, bo tekst jest sprzed 5 alt, wtedy nawet worda nie miałam.

Jak sprzed 5 lat, to zamierzasz tych błędów wogóle nie poprawiać?

Nie bierzesz pod uwagę moich uwag? To po jakiego grzyba ja się produkuję?
Ciotka Strzyga
PostWysłany: Wto 22:18, 25 Mar 2008     Temat postu:

Literówek jest masa, bo tekst jest sprzed 5 alt, wtedy nawet worda nie miałam.

kolejna część.

Po kilku minutach spaceru trafiły pod bramę. Przeszły przez nią i znalazły się w innym świecie. po lewej stał hotel jeździecki z restauracją, kilka domków i małe boisko. Po prawej ciągnęły się ujeżdżalnie. Mała o wymiarach ujeżdżeniowych, oraz duża. Była tam także karuzela i lonżowniki. Wszystko utrzymane w idealnym stanie. Zaraz za nimi stała duża i mała hala, a do nich dobudowane były 4 stajnie. Za nimi skryty był jeszcze jedne plac i dziesiątki padoków. Natomiast, po lewej stronie był sklep jeździecki, 2 małe hale i 5 stajni, nazywanych potocznie ósemkami, ponieważ każda z nich miała 8 boksów. Kompleks posiadał także zielony i tor roboczy, które biegły wokół trawiastego parkuru z przeszkodami crossowymi o powierzchni 6 ha. Była tam także druga duża hala, oraz trawiaste place otoczone trybunami, które wykorzystywane były tylko podczas konkursów. Ten widok kompletnie przytłoczył Lunę. Było to coś zupełnie innego, niż jej rodzinna stadnina.
Weszły do stajni i dziewczyna poczuła się jak w domu. Dziesiątki koni, gwar głosów, ciepło ich ciał, niespokojne kręcenie się po boksach. Stajnia była przestronna i przewiewna. Promienie słońca oświetlały wpadające drobinki kurzu. Unosił się zapach siana. Duże okna i otwarte górne części drzwi dawały koniom swobodę i sprawiały, że nie czuły się tak samotne. W każdym boksie powieszona była gumowa kulka wypełniona smakołykami. Dzięki niej konie miały zajęcie i nie nudziły się w boksie. Zapobiegało to narowom. Stajnia pomalowana była na jasny odcień zieleni, także robiła miłe wrażenie i odprężała. Nikt nie wiedział czy taki kolor podoba się koniom, jednak sądząc, po tym, że było im w stajni bardzo dobrze, nie miały nic przeciwko temu kolorowi. Wszystko w tym budynku było estetyczne i pasowało do siebie. Luna uważała, że ktoś kto to tworzył lekko przesadził. Jej rodzice też zapewniali koniom komfort, ale woleli je wypuścić na padok, niż malować ich boksy na zielono. Kwestia priorytetu. Rozejrzały się i podeszły do chłopaka siodłającego konie.
-Hej Mat, gdzie jest Mark?- spytała Meg.
-W szatni, przebiera się.
-Luna, to jest Mat. Mat, to jest Luna- przedstawiła ich sobie.
-Hej- powiedziała dziewczyna i poszła za Meg do szatni.
Max zupełnie nie przejmował się końmi. Otworzyły drzwi i weszły do szatni. Była duża i wygodna. Na środku stała kanapa i mały stolik, a na parapecie czajnik elektryczny i szklanki. Przy ścianie stał rzędy ogromnych szafek, a każda opatrzona imieniem i nazwiskiem.
-O cześć!- powiedział Mark zakładając bluzę.
-Cześć miśku- Meg pocałowała go w policzek.
-To jest Luna, moja przyjaciółka. Bardzo lubi konie.
-Cześć- powiedziała nieśmiało dziewczyna.
-Hejka. Za chwilę mam trening, a Mat pewnie jeszcze nie osiodłał Toniego- wściekł się Mark.
-Jak przechodziłyśmy to przypinał wytok, więc wszystko powinno być gotowe- powiedziała cicho Niebieskooka.
-Wielka znawczyni się znalazła. Dobrze, że przynajmniej wiesz co to wytok- odciął się i wyszedł z szatni.
-Czemu on jest wściekły? Czy zrobiłam coś źle?
-On zawsze jest taki, ciągle gdzieś się spieszy, ale dla mnie jest naprawdę miły.
-Aha. Super- zdobyła się na uśmiech.
Poszły za nimi na plac. Jeździło tam tylko kilka osób. Meg zgrabnie usiadła na ławce, a Luna i Mat wpakowali się na barierkę. Chłopak jeździł świetnie, ale w jego ruchach czuć było porywczość i złość, ale nikt nie był idealny i Luna doskonale o tym wiedziała. Mark zaczął skakać. Cokolwiek by o nim nie mówić, w siodle trzymał się doskonale. Skakał naprawdę wysokie przeszkody, ale widać było, że koń i jeździec mieli większe wątpliwości.
-UWAGA!!! NA BOK!!! Koń się zerwał- krzyczał jakiś chłopak.
Z oddali dochodził tętent kopyt. Chwilę po tym galopował na nich przerażony koń. Luna skoczyła prosto przed niego. Ktoś chciał ją odciągnąć, ale wyrwała mu się. Dziewczyna zaczęła gwizdać prostą melodię. Zdezorientowany koń stanął i wpatrywał się w nią, a ona podeszła do niego i złapała wodze. Wyciągnęła rękę i dotknęła gwiazdki na jego czole. Koń ciągle drżał, ale stał już spokojnie.
-Co ty wyrabiasz? Czyś ty postradała zmysły? Przecież on mógł cię zabić!- wrzasnął chłopak podbiegając do niej.
-Prędzej sam umarłby za strachu. Czy nie widzisz jak bardzo jest przerażony? O mało nie wyzionął ducha- powiedziała Luna i dmuchnęła konikowi w chrapy. Kasztan już zupełnie wyzbył się strachu i zaczął przeszukiwać jej kieszenie w celu znalezienia przysmaków.
-Nie mów do mnie takim tonem! Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. Nie wiesz, że nie wolno dotykać cudzych koni?- krzyknął, gdy dziewczyna wyjęła z kieszeni kawałek marchewki i dała koniu.
-Jasne, bo, co, mogą się zerwać?- Oddała mu wodzę i podniosła smycz Maxa, który od początku całego zajścia stał wiernie przy jej nodze. Kasztan widząc, ze dziewczyna odchodzi chciał iść za nią, lecz gdy poczuł mocne szarpnięcie, tylko żałośnie zarżał.
-Alan, nie odzywaj się łajzo. Powinieneś jej podziękować, ale tylko umiesz kłapać zębami - zgasił go Mark.
Luna odwróciła się i spiesznym krokiem ruszyła w stronę bramy. Meg pobiegła za nią.
-Co ty robisz?- spytała dopadając ją.
-Nie będę się tu wpraszać. Nikt mi łaski nie robi.
-Ale nie przejmuj się tak Alanem. On już taki jest. Uważa, że to wszystko, to jego własność. Nawet sobie nim głowy nie zawracaj!
-Nie będę się wpraszać- powtórzyła z naciskiem.
Meg widziała, że nie ma szans, żeby przekonać przyjaciółkę. W milczeniu ruszyły do domu.
Od tego czasu nie rozmawiały o koniach. Luna miała bardzo silne poczucie honoru. Ona nie była osobą, która pchała się gdzieś na siłę. Jak nie, to nie. Łaski bez. Niemniej jednak bardzo brakowało jej koni.
Każdy dzień podobny był do poprzedniego. Niebieskooka zatraciła się w monotonii. Znalazła w niej sposób na życie. Prawie cały wolny czas spędzała na nauce. Nie było to tylko odrabianie lekcji i nauka do sprawdzianów. To byłoby zbyt proste. Ona pragnęła czegoś więcej. Chodziła na zajęcia dodatkowe, wypożyczała książki, oglądała kanały edukacyjne. W szkole nie miała sobie równych, ale nie o to jej chodziło. Cały czas czuła tęsknotę za domem, końmi. Taką przerażającą pustkę w sercu i umyśle. Jakby ktoś wdarł się do jej świata i zabrał z niego coś, bez czego nie można żyć. Jak słońce, niebo lub wiatr. Wtedy, cała reszta traci sens, nic nie jest takie samo. Nie ma radości i szczęścia. Luna już nawet nie pamiętała tych uczuć. Po prostu nie potrafiła się cieszyć z otaczającego świata. Meg próbowała coś z tym zrobić. Poddawała się jednak widząc, że jej wysiłki kwitowane były przez przyjaciółkę chłodnym uśmiechem.
Iedliqasiek
PostWysłany: Pon 10:47, 24 Mar 2008     Temat postu:

Czekamy na kolejną część Razz
Moniqa
PostWysłany: Nie 21:31, 23 Mar 2008     Temat postu:

Przepraszam, ze dopiero teraz.

Ciotka Strzyga napisał:

Zawsze kiedy patrzyła w okna ogarniało ją poczucie bezsilnej złości. Karty, które w nich starczały


"Kraty" miało być, prawda?
* przez moment wyobraziłam sobie karty do gry sterczące w oknach * Wink


Cytat:

Nie wiedziała jak żyć w zamknięciu, ale nie pozostawało jej nic innego, jak tylko postarać się zdusić to w sobie.


zmieniłabym na "zdusić to uczucie w sobie"
Za dużo tu tych "tegów" i w końcu nie wiadomo o co chodzi. Bo w następnym zdaniu piszesz:

Cytat:

Jednak mimo, że opanowała tę sztukę do perfekcji, nie potrafiła tak po prostu odciąć się od tego.



OK, daruję sobie literówki i interpunkcję. Jak przeczytasz, to sama znajdziesz.


Cytat:

Sierociniec posiadał 6 królików, 4 chomiki, akwarium z kilkunastoma małymi rybkami i 10 kur. Większość z nich w końcu i tak lądowała na talerzu, ale Luna przyzwyczaiła się do tego, że jej bliscy odchodzą.


Matko, tragiczne. A jakie prawdziwe.


Cytat:

Nikt nawet nie próbował, jej poznać, porozmawiać, dać jej szansę.


"Nikt nie próbował dać jej sznasy" powinno być: nikt nie próbował dać - kogo, czego - szansy.


Cytat:

Czuła się jakby zrobiła coś złego. Jakby to, co ją spotkało było jej winą. A niechęć ludzie, karą za nią.


A tego nie rozumiem...


Cytat:

Za ogrodzeniem były normalne domy. Z rodzicami, rodzeństwem i dziatkami.


Chodzi o "dziatki" (=dzieci po staropolsku)? Nie sądzę. Literóweczka? Musiałam spytać.


Cytat:

Domy takie samej jaki ona miała kiedyś. Lubiła na nie patrzeć. Widzieć, jak się bawią, kłócą, a potem godzą. Wyobrażała sobie wtedy, że ona też tam mieszka.


"Widzieć, jak mieszkańcy/ludzie się bawią, kłócą..." Dobrze tu wspomnieć o kogo chodzi bo trzeba się domyślać.


Cytat:

Była tak zimna, niedostępna, autystyczna.


Luna była autystyczna? Nie wspominałaś o tym wcześniej... Autyzm to nie sposób zachowania, tylko choroba (w szerokim tego słowa znaczeniu), upośledzenie. Jeżeli chcesz porównać jej zachowanie do zachowania osób chorych na autyzm, należy użyć cudzysłowia.

~~~~~~~~~~~~

Jeszcze jedno mi przyszło do głowy, co do zasad pisowni dialogów.

Ciotka Strzyga napisał:
-Nieważne.- powiedziała Luna

Jest taka zasada: jeżeli po myślniku pojawia się czasownik (tu: "powiedział") opisujący sposób wyrażenia danej wypowiedzi (odparł, odpowiedział, rzekł, odrzekł, warknął, burknął, krzyknął etc.) na końcu wypowiedzi NIE stawiamy kropki. Czyli powinno być:
Cytat:
- Nieważne - powiedziała Luna

Moze być wykrzyknik, znak zapytania.

Jeżeli zdanie po myślniku nie odosi się bezposrednio do sposobu wypowiedzi, piszemy je z dużej litery:
Cytat:
- Nie zrobię tego! - Wstała i podeszła do okna.


I jeszcze jedno - do wynajdywania literówek mozesz sobie "zatrudnić" betę. Bardzo pomaga Smile

EDIT: I tak się skupiłam na poszukiwaniach błędów, że zapomniałam napisać moje zdanie na temat opowiadania Wink
Podoba mi się. Język ładny, dojrzały, składniowo jest ok. Jesteś trochę niedokładna, ale to wszystko są błędy przez nieuwagę i łatwe do poprawienia. Po napisaniu tekstu radzę odłozyć go i rzeczytać dokładnie następnego dnia, a dopiero potem opublikować. Wyłapiesz wtedy te błędy. Albo zainwestować w betę.
Akcja też fajna, rozwija się. Jestem ciekawa co będzie dalej Smile

pozdrawiam i życzę Weny
NikNiok
PostWysłany: Wto 2:11, 26 Lut 2008     Temat postu:

Strzyga! Kurczę! Bo ja tu wlatam (tak- "wlatam" a nie "wlatuję" Wink ) zawsze po nocach i czytać już nie daję rady! A Ty mi tu z częścią 2 pojechałaś... wrr.... Jutro przysiądę jak tylko wstanę i odwalę 6W Razz
Ciotka Strzyga
PostWysłany: Pon 18:27, 25 Lut 2008     Temat postu:

Literówek jest cała masa niestety. Powinnam nad tym kiedyś przysiąść, ale jak o tym pomyśle, mam natychmiastową migrenę.

A z tą spacją po myślniku to rzeczywiście! tyle książek przeczytałam i nigdy nie zauważyłam...

to ja wrzucam dalej


Dni w domu dziecka płynęły wolno. Bezimienny tłum przewijał się przez sierociniec nieustannie. Miejsc w ośrodku było 160, więc
pojęcie jednostki nie miało tam prawa bytu. Luna podejrzewała, że opiekunowie i kierownictwo nawet nie wiedzieli o jej istnieniu i jakoś specjalnie jej to nie przeszkadzało. Budynek, w którym mieszkała był mocno nadgryziony zębem czasu. Widać to było na każdym kroku. Szare korytarze doskonale komponowały z bladoróżową wykładziną. Wypaczone drzwi, wyblakłe obrazki, sfatygowane meble. Jednak nie to przygnębiało Lunę najbardziej. Zawsze kiedy patrzyła w okna ogarniało ją poczucie bezsilnej złości. Karty, które w nich starczały potęgowały uczucie zamknięcia i braku przestrzeni. A chyba tylko w taki sposób można było ją skrzywdzić. Ona kochała przestrzeń, wolność, wzgórza, łany zboża, dzikość natury. Nie wiedziała jak żyć w zamknięciu, ale nie pozostawało jej nic innego, jak tylko postarać się zdusić to w sobie. Jednak mimo, że opanowała tę sztukę do perfekcji, nie potrafiła tak po prostu odciąć się od tego. Dlatego próbowała stworzyć sobie choć namiastkę przestrzeni. Starła się przypomnieć sobie dom. Robiła to codziennie. Pamiętała w nim każdy szczegół. Zapachy i odgłosy. Uczucie, kiedy rano wychodziła z domu, stawała na werandzie i wdychała rozgrzane powietrze.
Pokój dzieliła z czterema innymi dziewczynkami. Były od niej młodsze o rok, półtora, 3 i 5 lat. Każda z nich miała jedynie łóżko i szafę. Biurka były dwa, więc korzystały z nich na zmianę.
Jako najstarsza Luna musiała opiekować się „rodzeństwem”. Po wielu kłótniach, płaczach, zranionych uczuciach i życiowych klęskach nauczyła się słychać i udzielać rad. Sama nigdy nie przeżyła podobnych dramatów, wiec potrafiła spojrzeć na nie z odpowiednią dozą rozsądku.
Jednak od opieki nad ludźmi, dziewczyna o wiele bardziej wolała zwierzęta. Sierociniec posiadał 6 królików, 4 chomiki, akwarium z kilkunastoma małymi rybkami i 10 kur. Większość z nich w końcu i tak lądowała na talerzu, ale Luna przyzwyczaiła się do tego, że jej bliscy odchodzą.
Do klasy doszła w połowie roku. Rówieśnicy nie przyjęli jej ciepło. Jej wygląd, zachowanie, bark rodziców, nie były mile widziane. Nikt nawet nie próbował, jej poznać, porozmawiać, dać jej szansę. Od razu spisali ja na straty. Czuła się jakby zrobiła coś złego. Jakby to, co ją spotkało było jej winą. A niechęć ludzie, karą za nią. Zawsze była sama. Podczas lekcji, przerw, zajęć dodatkowych. Jednak gdy szło o zadania domowe lub testy w budziła się w nich iskierka człowieczeństwa. Byli dla niej mili i nawet czasem zapytali jak się ma. A Luna dawała spisywać, podpowiadała, pomagała. Wtedy czuła się chociaż trochę potrzebna i pożyteczna. Ale z biegiem czasu ból i żal przerodził się w obojętność. Odgradzała się od świata coraz bardziej. Zbudowała wokół siebie skorupę nie do przebicia. To co się działo z nią i co inni o niej myśleli przestało ją obchodzić. Wiedziała, że to wszystko nie ma znaczenia, bo i tak kiedyś umrze. Tak samo jak jej rodzice. Po powrocie ze szkoły jej ulubionym zajęciem było siedzenie na ramie okiennej. Za ogrodzeniem były normalne domy. Z rodzicami, rodzeństwem i dziatkami. Domy takie samej jaki ona miała kiedyś. Lubiła na nie patrzeć. Widzieć, jak się bawią, kłócą, a potem godzą. Wyobrażała sobie wtedy, że ona też tam mieszka.
Po wielu staraniach, wychodzonych, wyproszonych i przekupionych, po setkach badań, że nie jest pedofilem i seryjnym mordercą, dyrekcja wyraziła zgodę na weekendowe pobyty Luny u Johna. Przez cały tydzień dziewczyna czekała na upragniony weekend. Nic więcej się nie liczyło. Zabierał ją w piątek, wieczorem, a przywoził w niedzielę, po południu. Cały ten czas spędzała z końmi. Przy nich odzyskiwała radość. Witała się z najlepszymi przyjaciółmi i od razu wracał jej dobry humor. Wsiadała wtedy na Avocado i inne konie jej rodziców oraz pomagała układać, zajeżdżać i trenować konie Johna. Czuła się wtedy jak ryba w wodzie. Nic nie mogło przeszkodzić jej szczęściu. Była w swoim domu, wśród koni. Niczego więcej nie pragnęła. Jej pokój pozostał w takim stanie, w jakim go opuściła.
Jednak pomimo tego John widział, że dziewczyna utraciła całe swoje dzieciństwo. Nie było w niej już radości, lekkomyślności, szczęścia. Starał się nie okazywać, że o tym wie. Chciał, aby przez te 3 dni dziewczyna odcięła się od swoich problemów i odprężyła się.

Luna kilkakrotnie była w rodzinach zastępczych. Już nawet nie pamiętała ile miała rodzeństwa. Jedni naprawdę chcieli jej pomóc, stworzyć prawdziwy dom. Jednak ona pomimo tego, że naprawdę chciała mieć rodzinę nie potrafiła się przystosować. Jej rodzice umarli, a ona nie mogła zaakceptować, tego, że ktoś inny mógłby nimi być. Poza tym ludzi przerażał jej chłód i obojętność. Byli też tacy, którzy brali ją, żeby móc się pochwalić przed sąsiadami, lub mieć tanią siłę robocza. Jednak z łuną po prostu nie szło wytrzymać. Była tak zimna, niedostępna, autystyczna. Nikt nie mógł zrozumieć jej zachowania, a tym bardziej do niej dotrzeć. Nie reagowała na zaczepki, żarty. Nic ją nie interesowało. Kursując między domem dziecka, a adopcjami Luna stała się obojętna na jakiekolwiek przeciwności losu. Było jej obojętne gdzie była, z kim mieszkała i jak się do niej odnosili. Miała swój własny świat. Rzadko rozmawiała z ludźmi, zwykle na wszelkie próby porozumienia odpowiadała zdawkowo, lub w ogóle. Była naprawdę piękną dziewczyną, ale maska żałoby i smutku zasłaniała to. Zawsze dziwnie ubrana, lubiła ekstrawagancje, lecz wszystkie jej stroje były czarne, na znak żałoby po rodzicach, długie, blond włosy wiązała w kucyk, a niebieskie oczy koloru wzburzonego morza zawsze wyrażały smutek. Nie dbała o siebie, bo nie miała dla kogo.

Jedynymi osobami, które kochała i przy których się otwierała, był John i niania. Przy nich stawała się inną osobą. Uśmiechała się i była rozgadana. Oni przypominali jej dawne życie, dawną ją. Regularnie ich odwiedzała, a gdy ją adoptowano, pisała listy.

Czasem ludzie w wirze kariery i wyścigu szczurów pragną mieć poczucie ciepła i bezpieczeństwa, lecz ciąża i wychowanie bachora byłyby zbyt wielką stratą czasu, więc adoptują dziecko. Jednak trudno stać się rodziną jeśli jest się w domu od 22 do 8 i nie ma się nawet chwili, aby zapytać jak leci. W tygodniu widywali się tylko w weekendy. Wtedy jej opiekunowie kończyli pracę o 16 i szli do kina. Pytali ją wtedy jak się czuje i jak się uczy. Po zdawkowym „dobrze” dawali sobie spokój. W sumie Lunie całkowicie to nie przeszkadzało.
Miała własny pokój i psa i to jej wystarczało. Miała Johna, Rosę i rodziców, których widziała w we wspomnieniach, w każdym kamieniu, drzewie, źdźble trawy. Wiedziała, że są przy niej.
Gdy Luna pierwszy raz przeszła przez próg nowej szkoły czuła lekki ucisk w żołądku, jak zareagują na nią inni, co sobie pomyślą i czy pozwolą jej żyć w spokoju. chciała, żeby było dobrze, w końcu zaczynała nowe życie i miała nadzieję, że tym razem się uda. Jednak nikt jej nie zauważył. Prócz jednej osoby. Była nią Meg. Najfajniejsza dziewczyna w szkole. Idealna pod każdym względem. Miała wygląd modelki, fajnego chłopaka i nieźle się uczyła. Dla Luny było czymś niezwykłym, że ktoś całkiem normalny nie znając jej sprzed trafienia do domu dziecka, widząc tylko tę smutną, dziwną dziewczynę, zdołał się przemóc spróbował z nią porozmawiać, poznać. Nie były przyjaciółkami z kategorii papużek nierozłączek. Po prostu było im dobrze w swoim towarzystwie, rozumiały się bez słów. Po powrocie ze szkoły Luna miała dla siebie cały dzień, bo jej „rodzice” rzadko bywali w domu, a nawet jeśli już coś takiego się zdarzyło, to nie ingerowali w życie swojej podopiecznej. Jednak jej to nie przeszkadzało. Miała własny pokój, nikt się jej nie czepiał. Było jej dobrze. Brakowało jej tylko koni, ale niedaleko jej domu był ośrodek jeździecki. Od kiedy dziewczyna dowiedziała się, że w mieście są konie, nie posiadała się ze szczęścia. Następnego dnia od razu poprosiła Megan aby ją tam zaprowadziła:
-Meg, masz dzisiaj czas?
-No znalazłoby się, a co?- uśmiechnęła się.
-Słyszałam, że gdzieś w okolicy jest stadnina koni. Nie wiesz, czy można tam iść i popatrzeć, a jeśli tak, to czy mogłabyś mnie tam zaprowadzić?- spojrzała na nią.
-Mój chłopak tam jeździ, ma 3 konie. Jak chcesz to możemy dzisiaj tam iść- puściła do niej oko.
-Dzięki.
Szły ulicą i patrzyły jak wielkie miasto stopniowo przeradza się w obrzeża. Robiło się coraz ciszej i spokojniej. Powietrze było czystsze i bardziej rześkie. W tyle został kolorowy świat sklepów. Wielkie, ruchliwe ulice zamieniły się w małe, malownicze alejki, a drapacze chmur w domki jednorodzinne. Stały obok siebie w równych rzędach. Niektóre były białe z czerwonymi dachami, jeszcze inne całe drewniane. Białe płoty kontrastowały z żywą zielenią trawników. Na werandzie siedzieli dziadkowie z wnukami na kolanach i opowiadali im piękne opowieści z czasów swojej młodości. Na trawnikach stały dziecięce rowerki i psie zabawki. Wszystko było w nich piękne i idealne. Ponad tymi domami unosiła się atmosfera szczęścia i sielanki. To nie było już to ogromnie miasto, to była wieś. Ciepła i pogodna. Jednak wśród tego szczęścia trafiały się także domy puste, zimne, bez miłości. W jednym z takich domów mieszkała Luna.
-Wejdź. Zostawimy plecaki, zjemy coś i weźmiemy Maxa- powiedziała otwierając drzwi. Weszły do ogrodu i zawołały psa, a ten rzucił się na nie ze szczęścia. Przed pojawieniem się dziewczyny pies siedział sam po kilkanaście godzin, a teraz każdą chwilę spędzają razem. Dlatego strasznie ją kochał i za każdym razem kiedy wracała do domu ogarniała go niesamowita radość. Dziewczyny załatwiły kilka spraw, ubrały psu smycz i kaganiec i wyruszyły w dalsza drogę.
Moniqa
PostWysłany: Pon 16:54, 25 Lut 2008     Temat postu: Re: Ciotka spełniasię artystycznie, czyli opowiadanie o Luni

Uwielbiam komentować prozę. Wyszłam trochę z wprawy, ale postaram się Smile Od razu
uprzedzam - czepiam się szczegółów, również składniowych. Ale to tylko dlatego, że
chce dla Ciebie dobrze - wierz mi.

Ciotka Strzyga napisał:
Lu nie jest infantylną kretynką, nie jest plastikową
Barbie, ani też zbawicielką świata, nie rozumie koni najlepiej na świecie, nie umie
z nimi rozmawiać, nie jest cudownym jeźdźcem. Jest sobą, co nie zawsze wychodzi jej
na dobre. generalnie wychodzi jej to na bardzo niedobre. Ale inaczej nie potrafi,
wobec czego prowadzi swoją smutną egzystencję w świecie, który coraz to próbuje jej
dowalić.

Wstęp rzucił mnie na kolana! Strzyga, dziewczyno - już cię kocham! Zapowiada się
ciekawie - nareszcie rzeczywista postać, nie ideał wyssany żywcem z opowiadanka
rozmarzonych 11-latków!

Ciotka Strzyga napisał:

-Ma dopiero 1,5 roku, nie możesz jej sadzać na konia! Przecież ona ledwo co chodzi!

Po myślnikach stawiamy spację. Ten błędzik powtarza się w całym opowiadanku.
Szczegół, ale warto poprawić.

Ciotka Strzyga napisał:

Jej rodzice z niczym isę nie spieszyli.

literóweczka

Ciotka Strzyga napisał:
Ale otrzepywała, wstawała i wsiadała z powrotem.

Czegoś tu brakuje. "(...) otrzepywała się (...)" i kolejność bym zmieniła. Bo dziewczynka najpierw powinna wstać, a dopiero potem się otrzepać. Kto się otrzepuje z piasku nadal w nim leżąc? Wink

Ciotka Strzyga napisał:
Nie wiele jeszcze rozumiała, nie wiele miała jeszcze siły, jednak czuła, że ma w sobie to coś.

"Niewiele" piszemy łącznie.
"To coś" warto byłoby wstawić w nawias (lub: to "coś" - tu mam dylemat). W końcu jest to pewnego rodzaju kolokwializm, określenie potoczne.

Ciotka Strzyga napisał:

-Mamo, gdzie jest mój frak?-
-Tam, gdzie go zostawiłaś- Kate czasem zastanawiała się, czy Luna naprawdę była jej dzieckiem.

Po "frak?" wstawił Ci się niepotrzebny myślnik.
Po "tam" wstawiłabym przecinek, jak również po "zastanawiała się".

Ciotka Strzyga napisał:
mężczyzna po czym wyszedł z pokoju.

po "mężczyzna" - przecineczek


Ciotka Strzyga napisał:
Zobaczysz, że kiedyś będę cie jeszcze przygotowywał do mistrzostw świata w skokach, bo przecież to chcesz trenować, prawda?- uśmiechnął się mężczyzna.
-Yhym- dziewczynka zawsze mówiła "yhym", gdy nie chciała kłamać.

W "cię" wkradła się literówka.
Po "trenować" - przecinek.
(...)dziewczynka zawsze mówiła yhym, gdy(...) - "yhym" wstawiamy w cudzysłów, według mnie.

Ciotka Strzyga napisał:
Coś co nie pozwalało jej odpłynąć

Przecinek po "coś".

Ciotka Strzyga napisał:

-Luna, oni umarli! Nie żyją! Rozumiesz?- krzyknęła opiekunka.
-To nie możliwe. Oni nie mogli umrzeć. To głupie- rzekła spokojnie dziewczynka.
-Już nigdy ich nie zobaczysz. To koniec. Już nie masz rodziców. Słyszysz?! Tak jak Nick! ONI NIE WRÓCĄ!!! - Rosa patrzyła na Lunę z obłędem w oczach.

Nie ma to jak wrażliwość na uczucie dzecka, delikatość Very Happy Niezła ta niania Very Happy (wybacz, nie mogłam się powstrzymać Smile )


Ciotka Strzyga napisał:

-Dziecko drogie gdzie byłaś?- spytała opiekunka

Po "dziecko drogie" - przecinek.

W pewnym momencie pojawia sie określenie na Lunę - "niebieskooka". Domyśliłam sie, ze o nią chodzi, ale warto byłoby jakoś wprowadzić wcześniej to określenie, zaczynając od "niebieskookiej Luny", albo "niebieskookiej dziewczynki", ale w zdaniu wcześniej trzeba by przypomnieć że chodzi o Lunę. Może mi coś umknęło.
-----------------
Opowiadanie bardzo mi sie podoba. Język dojrzałý, błędy nieliczne i właściwie same literówki i niedopatrzenia. Naprawdę super! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Smile

pozdrawiam i życzę łaskawej Weny (a ta kobita wredna czasami bywa...) !
Ciotka Strzyga
PostWysłany: Nie 19:54, 24 Lut 2008     Temat postu:

Jak na razie mam 45 stron. a to dopiero połowa tego, co będzie.
NikNiok
PostWysłany: Nie 11:38, 24 Lut 2008     Temat postu:

Nie Razz
Iedliqasiek
PostWysłany: Nie 10:22, 24 Lut 2008     Temat postu:

Smutne...ale podoba mi się
To jeszcze nie koniec, nie ? Razz
NikNiok
PostWysłany: Nie 0:23, 24 Lut 2008     Temat postu:

Strzyguś-zabij, ale dziś nie przeczytam...dość się cudów naczytałam i obawiam się, że owe opowiadanie mogłabym opacznie zrozumieć Wink
Eeee...a w jakim dziale ja jestem?
Zaraz popatrzę i w razie czego przeniosę Wink
brzoskwinia
PostWysłany: Sob 23:56, 23 Lut 2008     Temat postu:

przyznaje, ze nie chce mi sie teraz czytac ... jestem spiaca i zaraz zasne.

moj pies ma na imie Luna Cool
Lifecod template v1.0 © D.S.Original
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group